czwartek, 13 sierpnia 2015

Honda cg 125 - projekt scrambler


 Mój brat wymyślił, że kupi skuter. 125- tkę oczywiście. Skuter??? Udało mi się go od tego odwieźć, bo wpadł mi do głowy pewien pomysł. Zrobimy z jakiejś 125-tki scramblera. Znaleźliśmy 500 km od Warszawy hondę cg 125 z 1991 roku. 
Dzwonię do właściciela. Mówi, że jest w dobrym stanie i ręczy za nią głową. Ryzykuję. O 4 rano wsiadam w Polskiego Busa do Wrocławia. Parę ładnych lat nie byłem w moim ukochanym mieście. Pięknie odrestaurowali Dworzec Główny. Budka z knyszą w tym samym miejscu co 15 lat temu, tylko teraz taka ładna. Godzinę łażę po zakamarkach centrum i ruszam PKS-em do Kamiennej Góry. Ładny ten Dolny Śląsk. 

Wysiadam. Chcę dzwonić do właściciela, ale operator zablokował mi telefon. Idę do siedziby T-Mobile'a. Okazuje się że zalegam 3 złote, ale ktoś wpisał w system że 300 i zablokowali. Tracę z półtorej godziny. Zważywszy, że planuję przejechać dzisiaj na motocyklu o pojemności 125cc ok 500 km wnerwia mnie mocno ta sytuacja. Honda okazuje się być, tak jak zapewniał mnie właściciel, w bardzo dobrym stanie. Na wszelki wypadek zabrałem jednak ze sobą namiot, gdybym musiał czekać na akcję ratunkową. 

Ruszam w drogę powrotną. Tankuję w Kamiennej Górze. Prędkość maksymalna 90 km/h. Manetka opór! Pięknie kwitnie rzepak. Na ekspresówce czuje się na początku nieco niepewnie. Przyzwyczajam się. Przejeżdżam koło stacji benzynowej na Psim Polu we Wrocławiu. A dobra zatrzymam się w Oleśnicy, to zatankuję i coś zjem. Dobrze, że hondzina nie używa za dużo benzyny do jazdy, bo następną stację spotkałem dopiero przed Tuszynem. Oczywiście mogłem zjechać z drogi ekspresowej i gnać 5 czy 10 km do stacji, ale miałem nadzieje że kulturalnie zjadę na stację przy drodze S8. 

Głodny i na jakimś litrze paliwa dojeżdżam do stacji gdzieś przed Tuszynem. Jest 22. W domu jestem ok 1 w nocy. Nie mam pilota do garażu więc pakuję hondę do windy. Dzielny sprzęt przejechał 500 km z tobołami i nawet było całkiem wygodnie, no może gdyby nie plecak, który miałem przez te kilka godzin na plecach. 
Nasz nowy nabytek jeszcze przed tym, jak wylądował w częściach w garażu przejechał dzielnie 1700 km po krętych drogach Chorwacji, Czarnogóry, Albanii i Bośni i Hercegowiny, ale to już zupełnie inna historia...



niedziela, 14 września 2014

Red Bull 111 Megawatt

Fot. Tomasz Wawer



 Kiedyś pojechaliśmy z chłopakami bezdrożami do Bełchatowa, stanęliśmy na tarasie widokowym nad kopalnią odkrywkową, a przez głowę świsnęło nam marzenie, żeby kiedyś tam zjechać. Widzieliśmy w dole nieskończony plac zabaw dla endurowców.

Trzy lata później pojawia się informacja o Red Bull 111 Megawatt. Za 70 złotych wpisowego możemy wjechać do środka kopalni! Największej dziury w Europie! Zapisuję się od razu. 
 
Fot. Tomasz Wawer
Kilka dni przed startem zastanawiam się czy dam radę, w końcu to zawody hard enduro. Co tam zobaczymy. Jedziemy starą sprawdzoną ekipą, czyli z Jurkiem i Tomkiem z Endurovoyagera. Tomek niestety nie startuje, bo dwa tygodnie wcześniej złamał żebro na treningu.

Docieramy do wielkiej dziury w piątek wieczorem. Odbieramy gadżety, robimy przegląd techniczny i odbieramy numery startowe. Ja mam 120, Jerzy 169. Rano przed eliminacjami jestem trochę zdenerwowany. Nie widziałem trasy i nie wiem czego się mogę spodziewać. Ma być podobno dywan z opon, a ja nigdy czegoś takiego nie jechałem. Zobaczymy...


Fot. Red Bull
O 12 odprawa. Jerzy wraca na biwak. Ja ostaję. 119 chłopa przede mną i startuję. Ruszamy co 1,5 minuty. Podjeżdżam na miejsce startowe, jedynka i ogień! Przynajmniej przez moment tak mi się wydaje, bo chwile później słyszę za sobą silnik. Ogień z tego silnika był ze dwa razy większy od mojego. Cóż są szybsi i jakoś mnie to nie dziwi...

No dobra jadę dalej. Początek motocrossowy. Bardzo szybki. "Jeżeli chodzi o trasę, to prolog był naprawdę szybki. Na końcu wyciszenie, ale całość idealna. Trochę się bałem gdy szósty bieg się prawie kończył. Strach było spojrzeć na licznik" opowiadał o prologu Łukasz Kurowski . Czas na sekcję ednuro cross. Nie znam trasy więc na każdym podjeździe mocno zwalniam, bo nie wiem co jest za nim. Przejeżdżam pod wielką maszyną, która wykopała tę dziurę i wjeżdżam na taśmociąg. Super pomysł z tym taśmociągiem! Stromy podjazd i kamienie. Po środku prosty przejazd. Tomek miał rację - myślę, bo mówił mi rano, że widział kamienie i trzeba jechać środkiem. Wjeżdżam. Po lewej niezły głaz. Ale przekichany ten głaz, zresztą co mnie on obchodzi środkiem jest łatwo. Szlag wpakowałem się w niego. Chyba z minuta w plecy. Diabli by wzięli!!! Dalej podjazd, a za nim opony. Dosyć wysokie, ale dużo taki element ćwiczyłem  więc szybko mam je z głowy. Następnie dywan z opon. O cholera! Tyłek do tyłu i ogień. Nawet ich nie poczułem. Jeszcze tylko kłody i koniec. 

Fot. Red Bull
5.25 to mój wynik. Błażusiak przejechał prolog w ok 2.53. "Trochę szybciej", no ale on trenuje codziennie, a ja dwa razy w miesiącu ;) 

Fot. Red Bull
Dzień drugi. Start o 1.11. Ukrop, czekamy. Pierwszy rząd po starcie wznieca potworny kurz. Startujemy my. Jakoś mi się na początku nie spieszyło, ale po chwili żałowałem. Musiałem  zwolnić bo czułem się, jakbym zamknął oczy. Nie widziałem nic. Pierwszy podjazd prosty, choć klika motocykli już tam "pagibło". Check piont i kolejka na 20 min. Mam gdzieś i tak jestem amatorem. "Pik" i jadę dalej. Na podjeździe leży motocykl i stoi gość machający żółtą flagą. Ok rozumiem mijam obydwu po prawej stronie zwalniając. Za przełamaniem kontem oka widzę potężną kałużę i pływające w niej motocykle. O ku...!!! Staram się jak najbardziej odbić w prawo, żeby w nią nie wpaść. Brakuje mi metra, odchylam się do tyłu gaz... i nie udało się. Wyleciałem z impetem przez kierownicę. Przednie koło po oś wpadło w gęste błoto. Wystarczyło 100 metrów taśmy, żeby odznaczyć to miejsce!!! 


 Próbuję wyciągnąć ktm-a, ale sam nie dam rady. Pomagam wyciągać inne utopione motocykle. W końcu przychodzi czas na mój. Wytargalismy go w czwórkę. Jestem potwornie zmęczony. Trzy dni problemów z żołądkiem i jeszcze to. K... mać! Siedzę obok i odpoczywam. Straciłem z 40 minut, ale przynajmniej widziałem Błażusiaka, Walkera i Kurowskiego, którzy przejeżdżali kilka metrów ode mnie. 

Dalej trasa rewelacyjna. Strome piaszczyste podjazdy i bardzo strome zjazdy. Na jednym z nich prawy but blokuje mi się o plastikową osłonę ramy. Nie mogę go wyciągnąć i nie mogę hamować. No to był najszybciej przejechany przeze mnie zjazd! Inny jest tak stromy, że psycha odmawia posłuszeństwa. Zeskakuję z moto i na zblokowanym hamulcu zsuwamy się w dół. 

Mam przełożenie super moto więc mam problemy na podjazdach. Wiem, że kolejnych nie przejadę. Widziałem je rano przed startem. Czas się wycofać. Za rok będzie lepiej. Już wiem co muszę nadrobić. 

Fot. Red Bull
Red Bull 111 Megawatt to rewelacyjna impreza i już marzymy o kolejnej edycji. Najważniejsze, że mamy cel. Poważny cel!!!

Fot. Tomasz Wawer

Fot. Tomasz Wawer

Fot. Tomasz Wawer
P.s. szkoda, że Krzemień do obiektywów, które zabrał nie dołożył aparatu, bo mamy tylko dwa zdjęcia :) Pożyczyłem zatem klika od Red Bulla. Z góry dziękuję.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Red Bull 111 Megawatt w Bełchatowie!!!


W największej dziurze w Europie, czyli w odkrywkowej kopalni węgla brunatnego w Bełchatowie, 6 i 7 września Tadek Błażusiak i Red Bull organizują Red Bull 111 Megawatt. Wpisowe 8 dych i można wystartować obok Tadka!!! Szczegóły tu - Red Bull 111 Megawatt

W końcu pojeżdżone



 
Sąsiad, sąsiaaad, dolatuje do mnie z okolic balkonu. Wychodzę. Z prawej strony pojawia się kieliszek. Sąsiad mam dzisiaj 30 urodziny. Nie mogę, jadę jutro rano przewietrzyć exc. No za zdrowie się nie napijesz. Stary dwa miesiące nie jeździłem, nie ma szans. To tylko jednego! No pewnie! 

Oczywiście skończyło się na kilku głębszych, ale byłem asertywny. Wstałem rano "wypoczęty". 

Tor "pod napięciem" gorąc jak diabli i coraz więcej przeszkód, które jestem w stanie przejechać. No i uśmiechnięta gęba, a w zasadzie gęby bo Tomasz i Jerzy
też zasuwali.













poniedziałek, 16 grudnia 2013

Taddy Błażusiak z bliska. Super Enduro World Championship. 

 

 

Ryk silników i zapach spalin oznacza całkiem udaną niedzielę. Starą  nierozłączną paką jedziemy do Łodzi pooglądać Tadka Błażusiaka, Davida Knighta, Jonnego Wlakera i kilku innych endurowymiataczy. Słynny Taddy nie zachwyca. W pierwszych biegach popełnia sporo błędów. Zalicza też niezłą glebę. Przymusowe chłodzenie w wodzie przed wjazdem w kamienie zabiera mu wiele cennych sekund. Dopiero w ostatnim występie Tadek pokazuje klasę i perfekcyjnie zdąża na drugą pozycję w zawodach.

Nie lubię dyń, które mnie straszą płonącymi szczerbatymi zębiskami, walentynek i konferansjerów drących gęby jak na walce bokserskiej. Po cholerę te amerykańskie mody? Nie wiem! Taaaddddyyyyyyyyy Błaaaaaażżżżuuuuusiaaaaaaaak! Niech Cię szlag! W przyszłym roku jadę z zatyczkami do uszu, żeby nie słyszeć tego cudownego głosu, który przez kilka godzin doprowadzał mnie do szału!!!

Plan po niedzieli jest taki. Jeździć kiedyś jak najgorszy z występujących w Atlas Arenie zawodników, a będzie ok ;)