niedziela, 14 września 2014

Red Bull 111 Megawatt

Fot. Tomasz Wawer



 Kiedyś pojechaliśmy z chłopakami bezdrożami do Bełchatowa, stanęliśmy na tarasie widokowym nad kopalnią odkrywkową, a przez głowę świsnęło nam marzenie, żeby kiedyś tam zjechać. Widzieliśmy w dole nieskończony plac zabaw dla endurowców.

Trzy lata później pojawia się informacja o Red Bull 111 Megawatt. Za 70 złotych wpisowego możemy wjechać do środka kopalni! Największej dziury w Europie! Zapisuję się od razu. 
 
Fot. Tomasz Wawer
Kilka dni przed startem zastanawiam się czy dam radę, w końcu to zawody hard enduro. Co tam zobaczymy. Jedziemy starą sprawdzoną ekipą, czyli z Jurkiem i Tomkiem z Endurovoyagera. Tomek niestety nie startuje, bo dwa tygodnie wcześniej złamał żebro na treningu.

Docieramy do wielkiej dziury w piątek wieczorem. Odbieramy gadżety, robimy przegląd techniczny i odbieramy numery startowe. Ja mam 120, Jerzy 169. Rano przed eliminacjami jestem trochę zdenerwowany. Nie widziałem trasy i nie wiem czego się mogę spodziewać. Ma być podobno dywan z opon, a ja nigdy czegoś takiego nie jechałem. Zobaczymy...


Fot. Red Bull
O 12 odprawa. Jerzy wraca na biwak. Ja ostaję. 119 chłopa przede mną i startuję. Ruszamy co 1,5 minuty. Podjeżdżam na miejsce startowe, jedynka i ogień! Przynajmniej przez moment tak mi się wydaje, bo chwile później słyszę za sobą silnik. Ogień z tego silnika był ze dwa razy większy od mojego. Cóż są szybsi i jakoś mnie to nie dziwi...

No dobra jadę dalej. Początek motocrossowy. Bardzo szybki. "Jeżeli chodzi o trasę, to prolog był naprawdę szybki. Na końcu wyciszenie, ale całość idealna. Trochę się bałem gdy szósty bieg się prawie kończył. Strach było spojrzeć na licznik" opowiadał o prologu Łukasz Kurowski . Czas na sekcję ednuro cross. Nie znam trasy więc na każdym podjeździe mocno zwalniam, bo nie wiem co jest za nim. Przejeżdżam pod wielką maszyną, która wykopała tę dziurę i wjeżdżam na taśmociąg. Super pomysł z tym taśmociągiem! Stromy podjazd i kamienie. Po środku prosty przejazd. Tomek miał rację - myślę, bo mówił mi rano, że widział kamienie i trzeba jechać środkiem. Wjeżdżam. Po lewej niezły głaz. Ale przekichany ten głaz, zresztą co mnie on obchodzi środkiem jest łatwo. Szlag wpakowałem się w niego. Chyba z minuta w plecy. Diabli by wzięli!!! Dalej podjazd, a za nim opony. Dosyć wysokie, ale dużo taki element ćwiczyłem  więc szybko mam je z głowy. Następnie dywan z opon. O cholera! Tyłek do tyłu i ogień. Nawet ich nie poczułem. Jeszcze tylko kłody i koniec. 

Fot. Red Bull
5.25 to mój wynik. Błażusiak przejechał prolog w ok 2.53. "Trochę szybciej", no ale on trenuje codziennie, a ja dwa razy w miesiącu ;) 

Fot. Red Bull
Dzień drugi. Start o 1.11. Ukrop, czekamy. Pierwszy rząd po starcie wznieca potworny kurz. Startujemy my. Jakoś mi się na początku nie spieszyło, ale po chwili żałowałem. Musiałem  zwolnić bo czułem się, jakbym zamknął oczy. Nie widziałem nic. Pierwszy podjazd prosty, choć klika motocykli już tam "pagibło". Check piont i kolejka na 20 min. Mam gdzieś i tak jestem amatorem. "Pik" i jadę dalej. Na podjeździe leży motocykl i stoi gość machający żółtą flagą. Ok rozumiem mijam obydwu po prawej stronie zwalniając. Za przełamaniem kontem oka widzę potężną kałużę i pływające w niej motocykle. O ku...!!! Staram się jak najbardziej odbić w prawo, żeby w nią nie wpaść. Brakuje mi metra, odchylam się do tyłu gaz... i nie udało się. Wyleciałem z impetem przez kierownicę. Przednie koło po oś wpadło w gęste błoto. Wystarczyło 100 metrów taśmy, żeby odznaczyć to miejsce!!! 


 Próbuję wyciągnąć ktm-a, ale sam nie dam rady. Pomagam wyciągać inne utopione motocykle. W końcu przychodzi czas na mój. Wytargalismy go w czwórkę. Jestem potwornie zmęczony. Trzy dni problemów z żołądkiem i jeszcze to. K... mać! Siedzę obok i odpoczywam. Straciłem z 40 minut, ale przynajmniej widziałem Błażusiaka, Walkera i Kurowskiego, którzy przejeżdżali kilka metrów ode mnie. 

Dalej trasa rewelacyjna. Strome piaszczyste podjazdy i bardzo strome zjazdy. Na jednym z nich prawy but blokuje mi się o plastikową osłonę ramy. Nie mogę go wyciągnąć i nie mogę hamować. No to był najszybciej przejechany przeze mnie zjazd! Inny jest tak stromy, że psycha odmawia posłuszeństwa. Zeskakuję z moto i na zblokowanym hamulcu zsuwamy się w dół. 

Mam przełożenie super moto więc mam problemy na podjazdach. Wiem, że kolejnych nie przejadę. Widziałem je rano przed startem. Czas się wycofać. Za rok będzie lepiej. Już wiem co muszę nadrobić. 

Fot. Red Bull
Red Bull 111 Megawatt to rewelacyjna impreza i już marzymy o kolejnej edycji. Najważniejsze, że mamy cel. Poważny cel!!!

Fot. Tomasz Wawer

Fot. Tomasz Wawer

Fot. Tomasz Wawer
P.s. szkoda, że Krzemień do obiektywów, które zabrał nie dołożył aparatu, bo mamy tylko dwa zdjęcia :) Pożyczyłem zatem klika od Red Bulla. Z góry dziękuję.

7 komentarzy: