czwartek, 5 maja 2011

Majówka ze śnieżycą w tle





Dzwonię do Lamy z informacją, że już wyjeżdżam w jego stronę. On na to, że właśnie mu się coś wykrzaczyło i nie jedzie. Mapa w łapę i zmiana planów. Dzwonie jeszcze do kumpla, który też ma Trampka, z nadzieją, że on pojedzie. Jest niestety z Izą na działce nad Bugiem w miejscowości Prehoryłe. Zaprasza mnie do siebie. Jadę. 
W zasadzie nie jestem w stanie odtworzyć drogi. Skręcałem tam, gdzie nie było asfaltu, a jak na niego wjechałem, to znów patrzyłem, gdzie się kończy. W okolicach miejscowości Miodusy Inochy szukam drogi na trakt napoleoński łączący Dziadkowice z Drohiczynem. Zatrzymuję się przy drewnianym krytym strzechą ponad stu letnim domu. Pytam o drogę starszą kobietę, która z niego wychodzi. Obok stoi dom córki. „Mieszka pani w nim zimą?”. „Panie zimno w nim k… zimą ale tu się urodziłam i nie chcę do córki”. Robię pamiątkowe zdjęcia dzieciakom przy domu babci i dalej na trakt. Wjeżdżam w jego połowie. Jest pięknie. Szutry, błoto, wierzby. Przejeżdżam koło domu przerobionego na kościół. Pani opiekująca się świątynią opowiada o mieszkance wsi, która wyemigrowała do Ameryki, a dom podarowała duchownym.
 I tak wieczorem następnego dnia docieram do Prehoryłe. Spacerujemy z Izą i Czarusiem nad Bugiem w pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych. Dostaje mms-a od taty. Pod Częstochową kilkanaście centymetrów śniegu. To samo w Warszawie. Fajnie, ja pod ukraińską granicą na jednośladzie, a śnieg podróżuje w moją stronę. Jedziemy z Czarkiem do jego znajomego, który ma stodołę. Może tam zostawię motocykl i przyjadę po niego za jakiś czas. Decyzję o przymusowym parkingu zostawiam na rano. Wracamy na piwo i pogawędki. 
Wstajemy o piątej. Niebo zaciągnięte czarnymi chmurami, a zimno jak diabli. Czarek z Izą wsiadają w Golfa, a ja na koń. Może się uda. Mam na sobie kupę ciuchów, a marznę tak, że plastikowa zbroja jest lodowata jak zamrażalnik. Postoje regulują moje ręce. Jeżeli są już tak zgrabiałe, że nie mogę przycisnąć sprzęgła, staję na stacji. Między postojami jestem w stanie przejechać ok 50 km. Piękny maj. Na szczęście wychodzi słońce. Na dachu jednej ze stacji przed Lublinem kupa śniegu. Asfalt suchy. 
W Lublinie trochę się gubię i przed światłami zmieniam pas z prawego na lewy już na linii ciągłej. Niebieska szklanka myga i blacharnia pokazuje mi film ze mną w roli głównej. 250 złotych i pięć punktów. Jeden motocyklista tego dnia w Lublinie, to sobie statystyki podnieśli. Jest już ciepło i spokojnie wracam do Warszawy.