Dzwoni Jerzy i pyta czy nie pojeżdżę z nimi po śniegu. Mój
motocykl nie jest jeszcze gotowy. Po zmianie zawieszenia czekam na dłuższy przewód
hamulcowy. Spoko mówi Jerzy, Tomek ma jakiś wolny, będzie pasował. Ochota na
jazdę wielka, bo i nowy zawias, i brak doświadczenia w śniegu.
Następnego dnia spotykamy się u Dandiego. Trochę kręci nosem, bo
nie chce mu się na szybko robić hamulca, ale daje się przekonać. Wszystko
działa. Wyprowadzamy maszynę z garażu. Jest styczeń. Ślisko jak diabli.
Siedzenie transalpa ok. 10 cm wyżej niż wcześniej, ja nie mam żadnego doświadczenia
w jeździe po lodzie. Kluczyk w prawo i cisza, nie chce zapalić. Próbujemy z pół
godziny i nic. Poddajemy się.
Tomek i ja wsiadamy do samochodu, a Dandy i Jerzy na ktm-y.
Jedziemy w śnieg. Całe szczęście, że trampek nie odpalił, bo chłopaki zakręty
pokonywali techniką supermoto - tak było ślisko. Gnaty więc mam całe.
Docieramy na miejsce. Na dobry początek ognisko i kiełbaski. Dandy
i Jerzy odpalają sprzęty. Fajnie to wygląda. Kilkanaście centymetrów śniegu,
pod nim piach. Nie widać co jest pod kołami. Ryzyk fizyk. Wsiadam na „białego
kruka” Jerzego. Pierwszy bieg, drugi, trzeci, a moto prawie nie przyśpiesza. Było
„trochę” grząsko. Zabawa fantastyczna i nauka wielka. No i ktm, wiadomo! Świetny
dzień.
Fot. Jerzy Dudek, Dandy, Lemur
Więcej na: endurovoyager.com